Nie tkwię tam nieustannie, nie myślę o tym przez cały czas, nie szukam nowych zdjęć ani faktów, bo nie mam na to czasu.
Ale one mnie same znajdują. To co mam im zrobić? Przegonić?
Przygarniam. Gromadzę. Łączę. Dodaję jedne do drugich. Segreguję.
Niedługo wyjdzie z tego rodzinna epopeja.
Dzisiaj znalazła mnie "wigilia w okopach". Na profilu Nessy Vardamir,(graficzki, której pasją jest przywracanie kolorów światu z dawnych fotografii) mnie ona znalazła.
Szczególne to są okopy i Wigilia szczególna - w Karasinie.
Opisane są te zdjęcia z Biblioteki Narodowej "Karasin 1916", ale dedukuję, że skoro Legiony tam stacjonowały od grudnia 1915 do kwietnia 1916 to znaczy, że Wigilia była 1915 roku (dedukcja okazała się słuszną, co się potwierdziło w innym archiwum, jak widać poniżej).
Niezależnie od niuansów tam właśnie spędził swoją ostatnią Wigilię stryj Stanisław.
Nie wiem czy pisał do rodziny listy i jakie.
Nie wiem czy dostał od rodziców paczkę.
Ani czy mały Zyguś kazał napisać, że tęskni za bratem.
Mogę się tylko domyślać, czego mógł sobie życzyć.
Żeby skoczyła się już wojna.
I żeby Ojczyzna była wolna.
I żeby wrócić do normalnego życia, do rodziny, przyjaciół, pospolitych problemów.
Żeby wrócić na studia, nadrobić stracony czas, zacząć pomagać rodzinie.
Tymczasem od 5 grudnia przebywają w Karasinie.
W porównaniu z tragiczną Wigilią z 1914 roku, którą Brygada spędziła walcząc pod Łowczówkiem można powiedzieć, że rok później legioniści rzeczywiście świętowali.
Choinkę ścieli w lesie za wioską.
Przybrali łańcuchami z papieru, orzechami w złotku, papierkami i tym co pod ręką mieli (1), zapalili świece.
Podzieli się opłatkiem, zjedli uroczystą wieczerzę, popili wina, podzielili się świątecznymi przydziałami i darami z paczce.
Pośpiewali kolędy, które sami napisali lub tymi starymi, które zmodyfikowali do aktualnych realiów.
Wzięli udział w pasterce.
W Boże Narodzenie na mszę poszli przed ołtarz polowy.
Po obiedzie ruszyli po kolędzie.
Nawet Gwiazdę zrobili, taką jak trzeba,
zamiast zbożem sypania
stoczyli najprawdziwszą bitwę.
Na śnieżki.
Bo przecież była zima, a oni mieli dopiero po 20 lat.
********************************
(1) W świąteczne przygotowania wkładano wiele wysiłku, nie zapominając także o upominkach, kupowanych z zaoszczędzonych wspólnych pieniędzy lub zbieranych przez Ligę Kobiet. Zawartość wylosowanej przez siebie paczki świątecznej zanotował Adam Benisz:
1. modlitewnik Legionów Polskich,
2. przybory do szycia,
3. dwa duże ciastka,
4. cukierki,
5. rękawiczki,
6. 30 sztuk papierosów,
7. 10 sztuk cukru w kostkach,
8. paczka herbaty za 10 halerzy,
9. szesnastka tytoniu austriackiego,
10. dwie paczki bibułek.
Brakowało jednak najważniejszego – „biletu wizytowego, względnie liścika piękności, która pakowała dla mnie podarunek”.
[Godziemba, Legionowe Boże Narodzenie]
(2) Fragment wspomnień Józefa Kapuścińskiego, żołnierza 77 pułku
(samborskiego) cesarsko-królewskiego pułku piechoty armii
austro-węgierskiej, dotyczący wigilii 1915 r.
Wieczór wigilijny.
(…) my Polacy porwani zapałem i tęsknotą zaczęliśmy śpiewać kolędy –
„Wśród nocnej ciszy”, „Bóg się rodzi”, „W żłobie leży” i wiele innych.
Śpiewaliśmy pełni uniesienia i żalu do nieba, że nie ma sposobu na to,
aby zapobiec wojnie, że nie pokarze tak solidnie tych Moskali, którzy
chcą cały świat zagarnąć dla siebie. Kiedy tak śpiewamy w chwilach
przerwy, uszy nasze łowią echo pieśni z tamtej strony od Moskali. I o
dziwo. Z tamtej strony dochodzą nas echa tej samej kolędy „Wśród nocnej
ciszy”. A więc to nie Moskale, ale Polacy. Tym odkryciem ucieszyliśmy
się bardzo.
Wyszliśmy na przedpole i zaczęliśmy wołać Panowie Polacy – nie
strzelajcie, obchodzimy święta. Z tamtej strony powtórzyło się to samo
życzenie. I tak nieoficjalnie zawarliśmy rozejm. Nasze patrole i tamte
zbliżyły się do siebie. Częstowały winem, papierosami, chlebem,
czekoladą. Święta mieliśmy zatem spokojne. Na drugi dzień świąt na
naszym odcinku przyszła do nas dobrowolnie cała patrol rosyjska złożona z
Polaków i Moskali. Ale tuż zaraz po świętach odczuliśmy zmianę. Moskale
zmieniili dotychczasowe wojska, przysłali jakichś Czerkizów i Kirkizów,
a ci dawali się nam we znaki na każdym kroku. Nie można było głowy z
okopów wychylić, bo zaraz serjami strzelali a strzały były ich celne.
Patrole były ścigane, artyleria też dawała nam sie we znaki, tak, że
kuchnia musiała przyjeżdżać tylko nocą."
[źródło: Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku ]
************************************
(3) Święta w okopach
Dzięki pomyślnej ofensywie państw centralnych front wschodni przesunął
się w głąb rosyjskiego imperium. Jesienią 1915 roku na Wołyń wkroczyły
także wszystkie trzy brygady Legionów Polskich. Po ciężkich walkach pod
Polską Górą i Kostiuchnówką front ustabilizował się na linii rzeki Styr.
Mała intensywność walk umożliwiła legionistom nie tyko budowę solidnych
okopów, lecz także zorganizowanie na zapleczu frontu “tyłowego” życia.
Jednym z największych osiągnięć w tej dziedzinie było wybudowanie w
wołyńskich lasach przyfrontowej osady nazwanej Legionowo.
Psie mięso
Prace, które trwały przez cały listopad i grudzień, powoli dobiegały
końca. Zabezpieczeni przed chłodem i niespodziewanym atakiem przeciwnika
żołnierze rozpoczęli przygotowania do drugiej Wigilii na froncie.
Jeszcze przed świętami legioniści otrzymali pasterski list biskupa Władysława Bandurskiego z Wiednia oraz przesłane przez różne komitety
gwiazdkowe paczki z podarkami. Z powodu różnorodności prezentów i braku
możliwości ich sprawiedliwego rozdział paczki były losowane.
Przygotowując się do świąt, legioniści przystroili swoje kwatery
choinkami na których wieszali to, co mieli pod ręką – najczęściej naboje
karabinowe, kulki szrapnelowe i zapalniki od pocisków oraz wyciągniętą
od łapiduchów watą. Z powodu trudności zaopatrzeniowych w Wigilię ]nie
przestrzegano postu. Jak wspomina Adam Benisz, na obiad wydano
żołnierzom konserwy mięsne z napisem HF, który żartobliwie tłumaczono
sobie jak Hund Fleisch – psie mięso.
Główne obchody świąt Bożego Narodzenia zorganizowano w nowo wybudowanym
Legionowie. W wigilijny wieczór urządzono tam uroczystą kolację dla
oficerów, na którą oprócz biskupa Bandurskiego przybył pułkownik
Władysław Sikorski z departamentu wojskowego Naczelnego Komitetu
Narodowego. Po posiłku duchowny wraz z delegacją gości udał się do
kwater żołnierskich. Jako pierwszą odwiedzono kompanię techniczną,
której żołnierze wewnątrz swojego baraku przygotowali bardzo oryginalne
choinki, przystrojone amunicją, pierścionkami własnego wyrobu i innymi
drobiazgami. Następnie goszczono w kompanii sztabowej i skautowej, w
której służyli najmłodsi żołnierze Legionów. Na zakończenie dnia ksiądz
biskup przy świetle pochodni i elektrycznych reflektorów odprawił uroczystą pasterkę.
Podczas pasterki polowej biskup Bandurski powiedział do żołnierzy:
„Jestem dumny, że w tej uroczystej chwili mogę być z Wami i razem zanosić modły
do Pana Zastępów. W tej chwili na olbrzymim obszarze ziem, gdziekolwiek płoną
ogniska jasnego Chrystyanizmu, odprawia się Msza św. pasterska, celebrowana
przez biskupów w wspaniałych katedrach, skąpanych w potoku świateł. Może mi jednak
każdy z biskupów pozazdrościć mojej dzisiejszej katedry i mego tłumu wiernych.
Odprawiam bowiem Mszę św. w najwspanialszej obecnie w Polsce katedrze, rękami
polskich rycerzy wzniesionej, postawionej trudem i znojem wojennym polskiego żołnierza,
zroszonej krwią serdeczną bojowników o wolność narodu, a tak olbrzymiej i
przestronnej, jak olbrzymie serce i duch prawego i szlachetnego Polaka, zrzucającego
kajdany stuletniej niewoli... Odprawiam wzniosłą Bożego Narodzenia pamiątkę pod
czystym i jasnym niebios sklepieniem, wśród wysokich kolumn wspaniałego lasu, wśród
czworoboku rycerstwa polskiego, wśród kadzideł bijących pod niebios stropy
ognisk polowych, przy których grzejecie trudem bojowym spracowane ciała, przy
odgłosie z dala grających armatnich organów, co zdają się wtórować cichej, a
pokój niosącej polskiej kolędzie (...). Wśród nocnej ciszy niewoli. Wy jedni na
czatach!”. (4)
Pożar i rum
Wigilia nie odbyła się oczywiście bez drobnych wpadek i skandali.
Podczas kolacji od jednej z lamp zapalił się mech, którym zostały
uszczelnione wszystkie baraki w Legionowie. Żołnierze gaszący pożar
musieli wejść na strych, jednak ich interwencja spowodowała zasypanie
całego wigilijnego stołu paprochami lecącymi z tlącego się sufitu. Dużo
więcej problemów przysporzyli ułani, którzy mieli brać udział w
uroczystej pasterce. Już na kilka godzin przed planowaną uroczystością
byli tak wstawieni, że nie mogli wsiąść na konie. W dodatku na skutek
nieuwagi niezbyt trzeźwych żołnierzy w Wołczecku spłonęło około 12
budynków i kilka koni.
Pijaństwo podczas świąt nie było niczym nowym, gdyż przy większych
okazjach żołnierzom wydawano zwiększone porcje rumu (dodawanego
zazwyczaj do herbaty), a nawet przydzielano na poszczególne oddziały
“świąteczne” beczułki z winem. Zdarzało się jednak i tak, że co bardziej
przedsiębiorczy żołnierze okradali magazyny żywnościowe, w których
trzymano alkohol, i sytuacja wymykała się spod kontroli. Z kolei
stacjonujący w Leśniewce żołnierze 1 Brygady Wigilię świętowali przy
kluskach z mięsem i ziemniakach, dla nich prawdziwym rarytasie. Po
kolacji podzielono się opłatkiem pomiędzy wszystkimi oddziałami. Do
swoich żołnierzy przyszedł także komendant Józef Piłsudski. Wieczorem w
cerkwi ojciec Kosma Lenczowski odprawił pasterkę, podczas której
śpiewom towarzyszyła orkiestra. Tym razem na szczęście przeszkadzał
tylko jeden pijany żołnierz.
Kolędy i przyśpiewki
W pierwszy dzień świąt rano biskup Bandurski odprawił mszę świętą w
Legionowie, podczas której poświęcił uszyty przez skautki z Piotrkowa
sztandar kompanii skautowej. Następnie na cmentarzu w Wołczecku
poświęcono nowo ustawiony krzyż na mogile oficerów poległych pod Polską
Górą oraz uroczyście pochowano zabitego w Wigilię artylerzystę. Pod
wieczór, biskup odwiedził szpital polowy 3 Brygady i udał się do
stacjonujących na zapleczu frontu jednostek 1 Brygady, gdzie następnego
dnia wraz z pułkownikiem Sikorskim byli podejmowani na uroczystej
kolacji. Głównym daniem była pieczeń z kapustą, dość obficie popijana
wódką. Oficerowie żartownisie koniecznie chcieli upić swojego kapelana,
jednak ten przed północą opuścił zabawę wraz z księdzem biskupem. Jednym
z powodów wcześniejszego wyjścia z przyjęcia, byli pijani żołnierze,
którzy bardzo szybko wyczerpali repertuar kilku znanych im niewinnych
piosenek oraz kolęd i zaczęli mocno nieprzyzwoite przyśpiewki. Sporo
problemów nastręczała też obecność znienawidzonego przez piłsudczyków
pułkownika Sikorskiego. Jeden z podpitych oficerów celowo zagłuszany
przez pragnących uniknąć skandalu kolegów, ciągle próbował zaśpiewać
popularną wówczas piosenkę: “jestem sobie figurynka z Jabłonkowa, a NKN
mianował mnie…”
Gwardzista w kalesonach
Świąteczna atmosfera dotarła także na pierwszą linię. Co prawda do
spotkań z wrogiem dochodziło już wcześniej, jednak większość kontaktów
miała na ogół czysto handlowy charakter – żołnierze wymieniali tytoń i
rum oraz pieczywo i konserwy. Swego czasu Polacy pożyczyli siekierę, a
Rosjanie z okazji jakiegoś własnego święta wypożyczyli harmonię, którą
zwrócili o umówionej godzinie. Niemniej jednak podczas świąt Bożego
Narodzenia udało się uzgodnić nieformalnie lokalne zawieszenie broni –
legioniści z 2 Brygady zanieśli Rosjanom choinkę, a według relacji
Mariana Dąbrowskiego, żołnierze robili sobie nawet wspólne fotografie.
Przedłużeniem świąt Bożego Narodzenia były skromne uroczystości
odbywające się z okazji Nowego Roku. Między innymi 5 Pułk Piechoty
zorganizował bal oraz niewielkie przyjęcie, na które przybyli legioniści
przebrani za nowy i stary rok – gwardzista polski w kalesonach i z
karabinem z deski oraz gazda poleszucki. W sylwestra po południu odbyło
się również nabożeństwo dziękczynne za mijający rok.
Niemal wszyscy pamiętnikarze odnotowali, że Boże Narodzenie 1915 roku
minęło niezwykle szybko, a kolejne dni przyniosły powrót do monotonii
codziennej służby w zimnych okopach.
“Polska Zbrojna”, Adam Kaczyński (Dziennik Związkowy Polish Daily News)
*****************************************
(5) Wspomnienie
Felicjana Sławoj Składkowskiego z jego pamiętnika polowego "Moja służba w
brygadzie".
Wigilia 1914 roku pod Łowczówkiem.
Stacjonująca wtedy w Nowym Sączu I brygada Legionów pod dowództwem płk. Sosnkowskiego odpierała ataki nacierającej od Tarnowa armii rosyjskiej: "Strzelanina ustała.
Gęsta mgła spadła na całą okolicę. Przypominamy sobie, że to Wigilia. W izbie coraz ciaśniej. Przychodzi wielu żołnierzy wycieńczonych, jak widma. Grzeją się chwilę, dostają trochę kawy i muszą wracać. My, głodni, brudni, bez zdejmowania butów od czterech dni, uważamy się i tak za uprzywilejowanych wobec tych, którzy te cztery dni siedzą w okopach, na zimnie, często o trzydzieści kroków od Moskali.
W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać Bóg się rodzi. I oto z okopów rosyjskich Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów! Podobno jeden z naszych młodych chłopców wziął do niewoli ojca swego, którego zabrali do wojska rosyjskiego".
Wigilię 1915 roku Sławoj Składkowski obchodził też w polu, we wsi Leśniewka na terenach odbitej z rąk rosyjskich Kongresówki. Inna już atmosfera, nie frontowa.
"Przyszło dużo podarków i zakupów z prowiantury, tak że nikt nie będzie głodny i opuszczony. Ma przyjechać do nas na pierwszy dzień świąt ksiądz biskup Bandurski, honorowy kapelan Legionów. Każdy z oficerów otrzymał od Warszawskiego Komitetu Gwiazdkowego życzenia świąteczne, podpisane przez szereg wybitnych osobistości. Mamy więc w tych dniach uroczystych świąt - kontakt z Krajem.
Byliśmy na Pasterce, potem jedliśmy wspólną kolację w kasynie pułkowym, a teraz cała Leśniewka dudni od kolęd, śpiewanych po wszystkich kwaterach.
Wrócił obywatel major Żymierski z zakładu sanitarnego brygady, słaby, ale już bez gorączki.
Chodziliśmy po kwaterach łamać się opłatkiem z żołnierzami.
Wszyscy są uroczyści i weseli, tak że atmosfera jest naprawdę świąteczna".
Wigilia 1914 roku pod Łowczówkiem.
Stacjonująca wtedy w Nowym Sączu I brygada Legionów pod dowództwem płk. Sosnkowskiego odpierała ataki nacierającej od Tarnowa armii rosyjskiej: "Strzelanina ustała.
Gęsta mgła spadła na całą okolicę. Przypominamy sobie, że to Wigilia. W izbie coraz ciaśniej. Przychodzi wielu żołnierzy wycieńczonych, jak widma. Grzeją się chwilę, dostają trochę kawy i muszą wracać. My, głodni, brudni, bez zdejmowania butów od czterech dni, uważamy się i tak za uprzywilejowanych wobec tych, którzy te cztery dni siedzą w okopach, na zimnie, często o trzydzieści kroków od Moskali.
W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać Bóg się rodzi. I oto z okopów rosyjskich Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów! Podobno jeden z naszych młodych chłopców wziął do niewoli ojca swego, którego zabrali do wojska rosyjskiego".
Wigilię 1915 roku Sławoj Składkowski obchodził też w polu, we wsi Leśniewka na terenach odbitej z rąk rosyjskich Kongresówki. Inna już atmosfera, nie frontowa.
"Przyszło dużo podarków i zakupów z prowiantury, tak że nikt nie będzie głodny i opuszczony. Ma przyjechać do nas na pierwszy dzień świąt ksiądz biskup Bandurski, honorowy kapelan Legionów. Każdy z oficerów otrzymał od Warszawskiego Komitetu Gwiazdkowego życzenia świąteczne, podpisane przez szereg wybitnych osobistości. Mamy więc w tych dniach uroczystych świąt - kontakt z Krajem.
Byliśmy na Pasterce, potem jedliśmy wspólną kolację w kasynie pułkowym, a teraz cała Leśniewka dudni od kolęd, śpiewanych po wszystkich kwaterach.
Wrócił obywatel major Żymierski z zakładu sanitarnego brygady, słaby, ale już bez gorączki.
Chodziliśmy po kwaterach łamać się opłatkiem z żołnierzami.
Wszyscy są uroczyści i weseli, tak że atmosfera jest naprawdę świąteczna".
Jan Rogóż, ''Dziennik Polski'' z
dnia 22 grudnia 2012 r. (ze strony fortyck.pl)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Życie w Karasinie (czy Legionowie) to materiał na ciekawą książkę. Albo przynajmniej na
spory rozdział. Pierwsza Brygada Legionów Polskich "regenerowała" się tam
od 5.12.1915 do 27.04.1916. Legioniści spędzili tam i Boże Narodzenie i
Wielkanoc, prowadząc "zwyczajne" życie (było nawet kino o wdzięcznej
nazwie "Szopa"). W archiwach dostępnych jest sporo zdjęć z tego"zimowiska". Kiedyś jeszcze je zbiorę, bo w ten sposób odtworzę ostatnie pół roku życia Stanisława (w zasadzie od momentu kiedy wstąpił do Legionów mogę odtworzyć jego 2 lata życia).
Prezentowane fotografie pochodzą ze zbiorów Biblioteki Narodowej i strony www.dzieje.pl i wszystkie są autentycznymi zdjęciami z Bożego Narodzenia 1915 w Karasinie.
Opowieść bożonarodzeniowa to już licentia poetica.
Oczywiście wkręciłam się na dwa dni w materiały zamiast tylko wrzucić zdjęcia i temat odłożyć na później. To się chyba nazywa "klątwa Banacha".
OdpowiedzUsuń(W przeciwieństwie do nauczycieli historii ze szkoły podstawowej i średniej (świeć Panie nad ich duszami) Andrzej Banach wierzył, że potrafię nauczyć się historii wychowania na więcej niż tróję i zdawałam u niego ten egzamin 3 razy, aż groził mi komis, chociaż nie byłam w stanie nauczyć się tych nudów na więcej. Ale on widział we mnie urodzonego historyka. Do dziś nie wiem, jak i w czym on to widział. Profesor Dybiec też wierzył w moje uwarunkowania genetyczne/ale ten przynajmniej pozwolił zdać na czwórę za drugim podejściem, z tym, że to czym się zajmował było interesujące/. Gdybym miała zdawać egzamin z tego o czym teraz czytam też bym go oblała. Ciesze się więc niczym nie skrępowanym obcowaniem z historią. Bardzo nowe uczucie. Odkrycie roku.
Uwielbiam wyszukiwać materiały. Ktoś może potrzebuje researchera? ;) )