klikaj i oglądaj więcej |
poniedziałek, 26 czerwca 2017
sobota, 24 czerwca 2017
Chwalcie łąki umajone...
Łąka zamiast trawnika to moje marzenie od kiedy mieszkam w DV. Nie trzeba co tydzień kosić, ładnie wygląda, żyją w niej żyjątka. Jest przekolorowa. I pachnąca. Wystarczy zadbać o właściwy dobór roślin i przez cały rok jest spokój. I dużo materiałów na bukiety. I na sałatkę. I na herbatę.
I tak się stało, że tego roku z braku czasu zdrowia i pieniędzy zapuściła się nam w przedogródku łąka.
Pewnie dla przechodniów wygląda to jak zarośnięty nieużytek, ale co tam. Jak mają ochotę mogą przyjść skosić, zgrabić i wywieść. Ja mam większe problemy, a poza tym - mnie się tak podoba. Wprawdzie nie chodziło mi za bardzo o to, żeby podagrycznik panoszył się wszędzie, ale taki rok, przyroda ma wolną rękę. Przy okazji okazało się, że jest roślina, która bez problemu wygrywa wojnę także z nawłocią i powojem.
Etykiety:
dziewanna,
jaskółcze ziele,
krwawnik,
lawenda,
łąka,
nawłoć,
ogród,
podagrycznik,
powój polny,
przedogródek,
róża,
zielnik,
zielsko,
zioła
piątek, 23 czerwca 2017
Maryjka Bez Kciuków
Po poprzednich mieszkańcach i współwłaścicielach zostało w DV sporo różnych "kwiatków" .
Jednym z nich jest skrzynka wyrąbana w murze domu, w ścianie mojego pokoju.
Jednym z nich jest skrzynka wyrąbana w murze domu, w ścianie mojego pokoju.
Nie zaglądam do niej za często, ale tym razem drzwiczki na wietrze waliły mi w mury i musiałam sprawdzić co można z tym zrobić.
Tak sobie więc ją wczoraj oglądałam i przyszło mi na myśl, że przecież to doskonałe miejsce na domową kapliczkę. I można by tak tutaj na przykład przenieść Maryjkę Bez Kciuków.
Maryjka niestety okazała się zbyt okazała i chwilowo nie otrzyma nowej lokalizacji. Skoro ją już jednak wyniosłam to dlaczego nie spróbować gdzie indziej?
Stać stoi, ale zostawienie jej na oknie niestety grozi strąceniem przez nocne drapieżniki. Figurka jest gipsowa więc rozbiła by się spadając.
Maryjka Bez Kciuków wróciła więc na miejsce tymczasowego pobytu na bibliotecznym regale, a dziupla czeka na troszkę niższego mieszkańca.
Maryjka Bez Kciuków wróciła więc na miejsce tymczasowego pobytu na bibliotecznym regale, a dziupla czeka na troszkę niższego mieszkańca.
środa, 14 czerwca 2017
Śląskie Śpiewanie w Doctor Villa
10 maja 2017 r w koszęcińskim zespole pałacowo - parkowym, siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk odbyły się przesłuchania finałowe uczestników XXIV edycji Regionalnego Przeglądu Pieśni im. profesora Adolfa Dygacza "Śląskie Śpiewanie".
W tym roku zmobilizowane zostałyśmy do udziału w przesłuchaniach. Finalistkami były nasza Zosia i jej koleżanka Dorotka. Przyjechały w towarzystwie swoich nauczycieli, państwa Agnieszki i Błażeja Banasiów.
Grupa najmłodszych wokalistów śpiewała w sali balowej. Występy oceniali państwo Joanna Pudełko, Dorota Sitek i Marian Chrobok oraz przysłuchiwała się im pani Janina Dygacz, żona Profesora.
Nasze dziewczynki i ich akompaniator zaprezentowali się doskonale.
Występy najmłodszej grupy zawsze są przeurocze i pełne największych emocji i jury chyba właśnie w tej kategorii ma najtrudniejsze zadanie. Kilkoro uczestników zaprezentowało jednak doskonałe umiejętności wokalne lub też talent sceniczny, doskonali byli także młodzi muzycy akompaniujący wokalistom.
wtorek, 13 czerwca 2017
gminna ewidencja zabytków
Po wielu latach upominania się o opracowanie obowiązkowego dokumentu prawa lokalnego dotyczącego ochrony zabytków w gminie Koszęcin w tym roku wreszcie sporządzana jest gminna ewidencja zabytków.
Doctor Villa jest wpisana do wojewódzkiej ewidencji zabytków, a tym samym niestety chroniona również w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, nie straszny nam więc kolejny dokument. Nie mają one wpływu na to co będziemy z nią robić. Niestety wiele cennych budynków w strefie konserwatorskiej nie tylko w ostatnich miesiącach, ale nawet w ostatnich dniach (w tym zabudowa rynku Boronowska 1 i 2, stodoła Lubliniecka 1) z dnia na dzień zniknęły i utraciły swój tradycyjny wygląd i charakter i nie uratuje ich już żaden dokument.
Niewielu mieszkańców zdaje sobie sprawę z tego, że praktycznie każdy dom w centrum Koszęcina oraz wiele poza nim powinno znaleźć się w gez. Niewielu mieszkańców to obchodzi i interesuje, chociaż to ich domu zostaną do ewidencji wpisane i może to im przynieść więcej korzyści niż problemów.
Na razie trwają przygotowania. Dokumentacja dostarczona wykonawcom przez urząd gminy i wojewódzki urząd konserwatora zabytków jest nie tylko nieaktualna ale też więcej niż uboga, żeby nie powiedzieć wprost, że żenująco pobieżna. Pani Marta Kaczmarek sporządzająca dokumentację nie tylko korzystała z dotychczas opracowywanych przeze mnie informacji na temat zabytków koszęcińskich, ale również poprosiła o pomoc w sporządzaniu i wizjach lokalnych. Dzięki temu dotarłyśmy między innymi do baszty widokowej (kłania się doskonała dezinformacja turystyczna) i nie zostanie ona pomylona z żadną inną wieżą.
Jak zauważyła pani Marta praktycznie 90 procent budynków należy włączyć do gez, a co za tym idzie objąć ochroną i opieką. Co zrobi gmina - przekonamy się wkrótce.
Etykiety:
architektura,
dziedzictwo,
gez,
gminna ewidencja zabytków,
krajobraz kulturowy,
ochrona zabytków,
opieka nad zabytkami,
rewitalizacja,
strefa ochrony konserwatorskiej,
zabytek
niedziela, 11 czerwca 2017
Zięba (fringilla coelebs)
Siedzi i się wydziera. Rano, w południe, wieczorem. Słychać go zewsząd, ale najbardziej kiedy usiądzie na usychającej leszczynie na wprost mojego okna. Wtedy mam ochotę zamordować. Chociaż przecież je kocham.
piątek, 2 czerwca 2017
Maciek się stracił
Taką śmierć wielu może sobie tylko wymarzyć. W piękny upalny majowy dzień,
po wypiciu kilku piwek przy stole na podwórzu, nasz sąsiad Maciek po prostu się
przewrócił. I już się nie podniósł.
Na dzisiejszej mszy pogrzebowej ksiądz proboszcz mówił o zadośćuczynieniu, o grzechach i
o słabościach zmarłego.
Tyle, że Maciek miał nie tylko ogólnie znane słabości.
Maciek był naszym sąsiadem (sąsiadem moich dziadków, a potem moich
rodziców i moim) przez swoje sześćdziesiąt sześć lat.
Hodował gołębie i króliki, uprawiał swój sadek i ogródek i
był dumny ze starych pięknych drzew wokół swojego domu. I na swoim więcej niż
skromnym domu wywieszał w święta narodowe porządną flagę biało-czerwoną.
Był też w czymś zupełnie wyjątkowy. Pewnie mało kto
zwrócił na to uwagę, ale chodnik przed jego domem był najbardziej posprzątany w
całej wsi i jako jedyny w całej wsi zawsze był odśnieżony idealnie do czysta od
ogrodzenia do ulicy, a jak trzeba było to dodatkowo posypany. Ostatni kawałek prawdziwie śląskiej schludnej ulicy był właśnie przed domem Maćka i jego rodziny.
Ludzie mówią o Maćku różnie. Ale niech sobie mówią.
Nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa,
przekleństwa, nigdy nam nie ubliżał, nigdy nie przeklinał mnie, mojej mamy,
mojego ojca czy mojej siostry, nigdy nam nie groził (jak to robi jeden z
sąsiadów)
Nigdy niczego nam nie zdemolował, nie ukradł, nie zepsuł,
nie korzystał z naszej własności (jak to robią inni sąsiedzi)
Nie był wścibski, nie szpiegował, nie węszył, nie śledził,
nie donosił, nie podglądał i nie podsłuchiwał nas ani naszych gości (jak to
robią inni sąsiedzi)
Nigdy nie zrobił nam żadnej złośliwości (jak to
robią inni sąsiedzi)
Nie wchodził nikomu w drogę, nikomu nie szkodził,
nie wtrącał się w nie swoje sprawy, nie ruszał co nie jego, nie rządził się na
cudzym.
Maciek był kulturalny i uprzejmy wobec nas i
naszych gości tak, jak to tylko było możliwe. Uważał nas tak, jak my jego.
Był dyskretnym stróżem naszego podwórza i naszego obejścia,
a kiedy trzeba było (lub takie miał poczucie) był stróżem interweniującym.
Był porządnym pomocnym sąsiadem.
To on zauważał, że jesteśmy chore, że nie dajemy
sobie rady i robił to, co uważał, że może dla nas zrobić o nic nie pytając. Kiedy
zmarł mój ojciec to nie tak zwana rodzina czy którykolwiek z kościółkowych sąsiadów tylko
Maciek po prostu nam pomagał. Kiedy byłam po wypadku tylko Maciek przejmował
się tym, że moja mama nie radzi sobie z pracami wokół domu i brał miotłę nie patrząc
zapłaty.
Nigdy o tym nie zapomnę.
„Nie tym jesteście wielcy co macie, ale co robicie
dla innych.” Biorąc pod uwagę jaką opinię miał Maciek nikt w tej wsi nie zrobił
dla nas tak dużo jak on i żaden świętoszek nie może
się z nim nawet porównać.
Maćka nie zobaczyliście nigdy w pierwszych ławkach kościoła,
ani tym bardziej biegnącego fałszywie do komunii. Żył jak umiał, jakie miał
możliwości. Raz lepiej, raz gorzej. Jak każdy z nas. Był prawdziwym
człowiekiem, a nie faryzeuszem. I Pan Bóg to widział. I za to otrzyma on swoją nagrodę.
Dziękuję Wam Maćku za wszystko. Niech Wam nigdy nie zabraknie kolejnego piwka za każdą dobrą
minutę.
A najpierw zmarzła u Maćków lipa.
czwartek, 1 czerwca 2017
Subskrybuj:
Posty (Atom)