Deszcz padał.
Ale dereń też.
Na jednym z forów dla domorosłych alkoholików ktoś się pochwalił, że idzie zrywać dereń i natychmiast został przywołany do porządku. Derenia się nie zrywa, dereń się zbiera. Wszyscy to wiedzą.
Zbieram od tygodnia. Jeszcze jakieś dwa-trzy dni roboty wisi na krzaku.
W kurdybanku pod krzewem na owoce czyhają już zygmunty (kowal bezskrzydły), również amatorzy.
Jeden z nich wolał dać się porwać w nieznane, ale nie porzucił łupu.
Co będzie? Tym razem prawdopodobnie dżem.
Wśród owoców - rodzynek - jeden z niewielu orzechów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz